GAZETA WYBORCZA
Ukazał
się tutaj artykuł z okazji 1000. zwycięstwa Legii w Ekstraklasie.
Historyczne zwycięstwa wspominają Lesław Ćmikiewicz, Alesandar Vuković,
Jacek Gmoch, Wiktor Bołba, Jakub Rzeźniczak i Marek Saganowski.
Fragmenty:
Lesław Ćmikiewicz, pomocnik Legii w latach 1970-79: Był
grudzień 1977 roku, graliśmy z Wisłą. Była zima, ale w Warszawie akurat w
dniach poprzedzających spotkanie była odwilż, boisko było grząskie.
Jednak w nocy przed meczem chwycił mróz i zmroził płytę przy
Łazienkowskiej. Weszliśmy na boisko i okazało się, że z wierzchu jest
lód, a pod nim woda.
Wisła miała stały fragment gry. W naszym polu
karnym zrobiło się zamieszanie, do wrzutki wyskoczył Heniek Maculewicz i
głową strzelił w kierunku bramki. Bramkarz wyszedł z niej wcześniej do
dośrodkowania, obrońców przy linii bramkowej też nie było, piłka leciała
do siatki. To były ułamki sekund, ale wszyscy pogodzili się, że będzie
gol dla Wisły.
Ale ja ruszyłem w kierunku piłki, zerwałem się i
zdążyłem dobiec, zanim przekroczyła linię. I takimi nożycami,
przewrotką, wybiłem ją w pole. Moją szansą było to, że ta piłka leciała
do bramki takim łukiem. Potem spadłem na plecy wprost w kałużę.
Pamiętam, że do końca meczu grałem w przemoczonej, lodowatej koszulce.
4 grudnia 1977: Legia - Wisła 2:0 (0:0): Banaszak (72.), Deyna (85.)
Wiktor Bołba, kustosz Muzeum Legii:
Sezon 1991/92, Władysława Stachurskiego na ławce trenerskiej zastąpił
Krzysztof Etmanowicz. Ale niestety, po sezonie, w którym Legia grała w
półfinale Pucharu Zdobywców Pucharów, graliśmy na wyjeździe z Motorem o
byt w ekstraklasie. Do Lublina pojechaliśmy grupą ponad 300-osobową. Jak
na tamte czasy to był dość liczny wyjazd. Jeszcze dobrze nie zdążyliśmy
wejść i usadowić się na stadionie, a tu "Kowal" już zapakował bramkę.
Później strzelił jeszcze jedną, a pod koniec meczu dobił rywali Rafał
Siadaczka.
Byliśmy dumni, że w tak ważnym dla naszego klubu momencie
zawodnicy potrafili się zmobilizować i dali z siebie wszystko, aby nie
spaść z ligi. Wszyscy świętowaliśmy. To był wesoły pociąg do Warszawy.
13 czerwca 1992: Motor - Legia 0:3(0:1):Kowalczyk (1.,76.), Siadaczka (90.)
Milowe kroki
100. - 29.09.1935, ŁKS 1:0
200. - 10.11.1957, ŁKS 3:1
300. - 19.08.1967, Odra Opole 2:0
400. - 6.08.1975, Polonia Bytom 2:0
500. - 25.04.1984, Motor Lublin 1:0
600. - 16.11.1991, Motor Lublin 1:0
700. - 11.08.1996, Zagłębie Lubin 1:0
800. - 7.10.2002, Polonia Warszawa 4:1
900. - 10.05.2008, Polonia Bytom 3:1
1000. - 24.03.2014, Piast Gliwice 2:1
W ‘Wyborczej’ można też przeczytać wywiad z byłym trenerem Legii, Maciejem Skorżą:
- Jak ocenia pan poziom ligi w rundzie wiosennej?
-
Podniósł się w porównaniu z poprzednią rundą i jest wyraźnie wyższy niż
w ubiegłym sezonie. Wtedy pracowałem w Arabii Saudyjskiej, ale
oglądałem mecze ekstraklasy. Zdarzały się takie, po których pytałem
siebie: "O co chodzi?". Tej zimy do ligi trafiło kilku klasowych
piłkarzy jak na nasze warunki. W Wiśle pojawił się Semir Stilić i
Dariusz Dudka. Podoba mi się Zaur Sadajew z Lechii, który jeszcze trochę
odstaje fizycznie, ale dla niego ani wygranie pojedynku z dwoma
obrońcami nie jest żadnym problemem, ani utrzymanie się przy piłce. Poza
tym do Lechii trafili Nikola Leković, do Legii Ondrej Duda, a do Śląska
Flavio Paixao. Liga powoli podnosi swój poziom, po dwuletnim okresie
zapaści być może nawiążemy do lat 2009-12, gdy cztery zespoły doszły do
1/16finału Ligi Europejskiej. Zaryzykuję stwierdzenie, że jesienią w
europejskich pucharach będzie lepiej niż w ostatnich dwóch sezonach.
(...)
- Spójrzmy na zespoły, które mogą coś zdziałać w Europie: Legia, Lech, Wisła.
-
Legię można będzie ocenić dopiero po jakimś czasie. Jej piłkarze muszą
przywyknąć do nowej taktyki bez napastnika, ana wypadek urazu Miroslava
Radovicia lub Ondreja Dudy trzeba też wypracować rezerwowy wariant.
(...)
- Pańskie drużyny potrafiły grać w pucharach. W jaki sposób trzeba tam grać, aby wygrać?
-
Dziś jest kilka drużyn w lidze, które w piłkę grają ładniej niż
prowadzona przeze mnie Legia w sezonie 2011/12. Ale moim celem było
osiągnięcie jak najlepszego wyniku w Europie. Przemyślałem, jak mogę coś
osiągnąć w pucharach, i tak spróbowaliśmy grać. Drużynę budowaliśmy na
solidnej defensywie, która grała agresywnie po stracie piłki,
stosowaliśmy wysokie podejście pressingiem. Agresywnie graliśmy od
samego początku na własnym boisku, stąd chociażby Spartakowi Moskwa
strzeliliśmy gola już w trzeciej minucie. Tamta Legia grała nowocześniej
niż Wisła, którą prowadziłem wlatach 2007-10. W każdym momencie meczu
cała drużyna atakowała i broniła. Legia była bardziej zwarta,
kompaktowa.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Znajdziemy tutaj rozmowę z Michałem Żyrą:
-
Poniedziałkowy mecz z Piastem był dla Legii przystawką przed daniem
głównym czyli sobotnim spotkaniem z Lechem, wiceliderem ekstraklasy?
-
Oba spotkania nie mają wspólnego mianownika. W Gliwicach zrobiliśmy
kolejny krok w kierunku mistrzostwa, bo przed podziałem punktów chcemy
mieć jak największą przewagę. Rywale gubią punkty i jeśli wygramy trzy
ostatnie mecze, przewaga urośnie. Nie kalkulujemy i nie liczymy punktów
jak za czasów trenera Macieja Skorży, kiedy mistrzostwo straciliśmy w
przedostatniej kolejce. Mieliśmy dużą przewagę, ale nie skupialiśmy się
na grze, tylko patrzyliśmy w tabelę. Teraz jest inaczej, nie oglądamy
się na nikogo. (...)
- Czym Legia trenera Henniga Berga ma się różnić od zespołu Jana Urbana?
-
Prawonożny pomocnik gra na lewym skrzydle i odwrotnie, lewonożny na
prawej stronie. Gramy bez klasycznej "9"z dwoma ofensywnymi pomocnikami z
przodu. U trenera Urbana wiele podań wymienialiśmy po ziemi. U trenera
Berga więcej jest diagonalnych piłek. Gdybyśmy wykorzystali 60 procent
okazji, jakie sobie wypracowujemy, zawsze strzelalibyśmy po kilka goli.
- W lidze strzelił pan tylko trzy gole w ponad 50 występach.
-
Wiem, za mało. Chcę znaleźć równowagę między decyzją o podaniu do
kolegi, a chwilą w której powinienem zamknąć oczy i strzelić na bramkę.
Ale to się zmieni.
- Był pomysł, żeby grał pan na lewej obronie.
-
Jestem do dyspozycji, decyzja należy do trenera. Bartek Bereszyński,
który w Lechu grał w ataku, też nie wiedział, jak będzie spisywał się na
boku obrony. Zagrał kilka spotkań i pomysł się sprawdził. Ja gram w
pomocy. (...)
- Niedawno do Legii przyszedł 20-letni słowacki
utalentowany piłkarz Ondrej Duda. Różni się czymś od 20-letniego talentu
z Polski?
- Niczym. Porównania z Rafałem Wolskim są trafne, grają w
podobnym stylu. Ondrej potrafi być nieprzewidywalny, utrzymać przy
piłce, zaskoczyć rywala.
- Wrócił pan do gry, więc w prasie zaraz pojawią się informacje o skautach, którzy przyjechali obejrzeć Żyrę.
-
Dla mnie najważniejsze jest ustabilizowanie formy. Kontuzje zahamowały
mój rozwój. Teraz chcę uniknąć wahań, które kiedyś mi się zdarzały i
dobre spotkania przeplatałem ze słabymi. Daj Boże, żeby i teraz skauci
przyjeżdżali. Do końca sezonu zostały ponad dwa miesiące. Skupiam się na
grze i obronie mistrzostwa.
- Jest już pan gotowy, żeby wyjechać do zagranicznego klubu?
-
Bardzo bym chciał znaleźć się za granicą. Nie przeraża mnie nawet to,
że na początku mógłbym usiąść na ławce. Jeśli tylko będą omijały mnie
kontuzje, stać mnie na grę na bardzo wysokim poziomie. Najpierw jednak
musimy obronić tytuł.
Dziennik pisze też o nowym stylu gry Legii, bez nominalnego napastnika:
Ostatnio
Legia gra tak, jak niekiedy reprezentacja Hiszpanii, czy Bayern pod
wodzą Josepa Guardioli. Trener Henning Berg nie wystawia napastnika, a
tę rolę pełni nominalny pomocnik Miroslav Radović. A gdy Legia się
broni, to bardziej wysunięty jest Ondrej Duda. Wynikało to z tego, że
zawodnicy zwykle występujący w ataku byli albo kontuzjowani (Marek
Saganowski), albo mało skuteczni (Wladimer Dwaliszwili, Orlando Sa). W
poniedziałkowym meczu z Piastem (2:1) Dwaliszwili przełamał się w
najważniejszym momencie (pierwszy gol od listopada) i zapewnił Legii
zwycięstwo. - Radović był typowym numerem 9. Obecnie gra jako napastnik,
by mógł stwarzać sytuacje i strzelać gole, co robi - tłumaczy nam
trener Berg. (...)
Może jednak w sobotnim hicie z Lechem trener wróci
do ustawienia z nominalnym napastnikiem, bo Wladimer Dwaliszwili
pokazał, że nie można go skreślać. (...)
Dziennikarze często
krytykowali go za słabe występy. Berg cały czas go bronił i przed meczem
z Piastem nadal stawał w jego obronie. (...)
Nie potępia Gruzina
nawet za jego zachowanie po bramce w Gliwicach. Napastnik z Kaukazu
pokazał "gest Kozakiewicza". - Nie rozmawiałem z nim o tym. Widziałem to
dopiero później. Zapewnił, że nie chciał nikogo obrazić i nie widzę
powodu, by go za to karać. To była tylko emocjonalna reakcja. Był
ostatnio krytykowany, a strzelił gola w doliczonym czasie gry, to
musiało być niezwykłe uczucie - tłumaczy zawodnika szkoleniowiec.